Muzeum Zamek Górków

Muzeum Zamek Górków w Szamotułach

    • Kontrast
    • Układ strony
    • Rozmiar czcionki

Agresja Niemiec na Polskę 1. września 1939 r. przerwała pomyślny rozwój Szamotuł w okresie międzywojennym. W mieście odczuwało się przygnębienie i obawę przed nadciągającym niebezpieczeństwem, spotęgowane bliskością atakującego Polskę wroga.

Jeszcze przed wybuchem wojny zarządzono ewakuację mienia państwowego oraz urzędników i ich rodzin. Szamotulskie władze administracyjne opuściły miasto 3. września. To spowodowało, że także wielu Polaków, pospiesznie, w sposób niezorganizowany, starało się różnymi środkami transportu opuścić zagrożony rejon. Z niepokojem oczekiwano wkroczenia Niemców do miasta i całego powiatu, pamiętano ich bowiem doskonale sprzed 1918 r. Obawiano się nie tylko zemsty Niemców za udział w powstaniu wielkopolskim, ale także miejscowej ludności niemieckiej. Przed 1. września, z różnych źródeł dochodziły bowiem wieści o gromadzeniu przez nich broni. Z niepokojem obserwowano również znikanie Niemców, którzy najczęściej nielegalnie przekraczali granicę polsko-niemiecką. Wielu pozostałych w powiecie członków mniejszości niemieckiej zasilało potajemnie pomocniczą formację policji hitlerowskiej Selbstschuz. Cały obszar powiatu, leżący blisko strefy nadgranicznej, penetrowany był nadto przez niemieckie komórki wywiadowcze.

7. września 1939 r. wkroczyli do Szamotuł żołnierze niemieccy z 12. Rejonu Ochrony Pogranicza (Grenzschutz-Abschnittskommando 12), dowodzeni przez gen. por. Hermanna Metza. Dzień wcześniej oddziały te zajęły Pniewy, gdzie Niemcy dokonali pierwszego mordu na trzech polskich robotnikach rolnych. Kilkanaście dni później – 19 września – żołnierze tej jednostki popełnili zbrodnię na dwóch Polakach, mieszkańcach leżącej w pobliżu Pniew wsi Nojewo.

Niemiecka administracja w mieście i powiecie. System okupacyjny

Zarządzeniem Hitlera  z 8. października 1939 r. Wielkopolska znalazła się w granicach nowoutworzonej jednostki administracyjnej, zwanej ostatecznie Okręgiem Kraju Warty (Reichsgau Wartheland). Dzielił się on na trzy obwody rejencyjne. Szamotuły, którym nowe władze nadały niemiecką nazwę Samter, włączono do rejencji poznańskiej i wyznaczono  stolicą powiatu szamotulskiego.

Za wkraczającymi do miasta i powiatu żołnierzami niemieckimi przybyli  pierwsi przedstawiciele władz nowoutworzonego powiatu. Na ich czele, jako starosta, (Landrat) stanął Otto Georg Schulze-Anné, (ur. w 1907 r. w Osterbergu w Saksonii), prawnik oddelegowany do Szamotuł z Prezydium Policji w Berlinie. Funkcję tę pełnił do maja 1942 r., tj. do czasu powołania go do Wehrmachtu. Po nim czasowo – do chwili powołania nowego starosty – stanowisko to objął dr praw Hermann Ernst Riediger, wiceprezes rejencji poznańskiej. Jeszcze tego samego roku  funkcję starosty szamotulskiego objął Hermann Neumann, ustanowiony wcześniej przez władze okupacyjne starostą międzychodzkim i urzędujący na tym stanowisku do stycznia 1945 r.
Landratowi, który zajął budynek przy dzisiejszej ul. Dworcowej (w okresie okupacji Bahnhofstr.), podlegały wszystkie urzędy niemieckie działające w powiecie, pełnił on także funkcję powiatowego przywódcy partii (Kreisleiter).

Okupacyjną władzę nad miastem sprawował Otto Pffeifer, folksdojcz urodzony w Śmiłowie w pow. szamotulskim. Początkowo, od 14. września 1939 r., był on komisarzem urzędowym (Amtkommisar) dla obwodu Szamotuły (wieś), a od 20. marca 1940 r. dla miasta Szamotuły. W 1942 r. został mianowany burmistrzem (Bürgermeister).

Wraz z tworzeniem władzy administracyjnej w Szamotułach i powiecie zaczęto organizować także policję, powołując ją do sprawowania kontroli nad ludnością polską. Głównym narzędziem terroru miała być tajna policja państwowa (Geheime Staatspolizei, gestapo). 12. września do miasta wkroczył pododdział funkcjonariuszy z VI grupy operacyjnej policji bezpieczeństwa (Außendienststelle der Einsatzgruppe der Sipo 15/VI ), aby zająć się likwidacją miejscowych grup przywódczych, pacyfikacją podległego im terenu oraz zwalczaniem oporu. Przystąpili więc do aresztowań obywateli Szamotuł, których nazwiska znalazły się w tajnym wykazie osób przeznaczonych do zamordowania. Nadto, na wniosek landrata, na zarządzanym przez niego terenie powołano policyjny sąd doraźny (Polizeistandgericht). Internowane osoby osadzono w więzieniu w Szamotułach. Funkcjonariusze placówki Einsatzgruppe, na mocy wyroków wspomnianego sądu, rozstrzelali na terenie Lasu Bytyńskiego ok. 250 Polaków, przywiezionych m.in. z więzienia w Szamotułach. Innym miejscem egzekucji, dokonywanych na osadzonych w miejscowym więzieniu, był, Las Kobylnicki. Rozstrzelani zostali tam m.in.: Szczepan Popiela z Obrzycka, oskarżony o antyniemiecką postawę w okresie międzywojennym, i leśniczy Walenty Walewski, ujęty na skutek donosu o posiadaniu broni.

Arthur Greiser – najwyższy przedstawiciel administracji niemieckiej w Kraju Warty – domagał się zwiększenia liczby egzekucji na podległym mu terenie. Odpowiedzią na ten swoisty „apel” było m.in. doprowadzenie przez landrata szamotulskiego do zwołania posiedzenia sądu doraźnego policji bezpieczeństwa, który skazał na śmierć 10-ciu mieszkańców Otorowa za usunięcie w nocy z 11. na 12. października 1939 r. flagi hitlerowskiej na budynku urzędu gminnego i powieszenie na jej miejscu flagi polskiej. W odwecie za ten czyn, który faktycznie był prowokacją niemiecką, obywateli Otorowa spotkały najsurowsze represje. Pierwszych mieszkańców wsi (Józefa Ceglarza, Witolda Chełmińskiego, Aleksandra Gołasia, Zdzisława Jajugę, Ludwika Kalembę) rozstrzelano 12. października przy kościele w Otorowie. Następnego dnia pozostałych pięciu Polaków tj.: Stanisława Bednarza, Wiktora Bilona, Józefa Furmanka, Wojciecha Kwiatkowskiego i Jana Pietraszewskiego rozstrzelano na Rynku w Szamotułach. Warto dodać, że landrat Schulze-Anné, w sprawozdaniu do  Arthura Greisera, sporządzonym 17. października 1939 r., podkreślił patriotyczną postawę Polaków. Stwierdził przy tym, że: „Część rozstrzelanych umierała z okrzykami „Niech żyje Polska”, „Jeszcze Polaka nie zginęła”. Nadto landrat nałożył na gminę Otorowo liczne sankcje, m.in. zbiorową grzywnę w wysokości 10 000 zł. Kwotę tę ludność polska miała uiścić w ciągu tygodnia. Druga publiczna egzekucja została przeprowadzono w Szamotułach 13. grudnia 1939 r. W odwecie za postrzelenie żołnierza niemieckiego stracono przy ul. Franciszkańskiej dziesięciu rzemieślników i rolników z Szamotuł, Pniew, Otorowa, Wronek i Piłki. Zginęli wówczas: Jan Szymkowiak, Jan Brzoski, Adam Zeuschner, Feliks Ludek, Jan Kaczmarek, Tomasz Czyż, Wincenty Pociecha, Brunon Korpik, Wojciech Sydor i Franciszek Kaczmarek.
Z oddziału  policji bezpieczeństwa, operującego w Szamotułach i regionie, utworzona została następnie ekspozytura terenowa tajnej policji państwowej (Geheime Staatspolizei Aussendienststelle Samter), która zajęła budynek przy ul. Dworcowej 31 (Banhofstrase 31). Szefami ekspozytury szamotulskiego gestapo byli kolejno: Walter Artus (1939-1941), Hans Fara (1941-1943) i Otto Poppel (1943-1945).

Do ścisłej współpracy z gestapo zobowiązany był nie tylko landrat szamotulski, ale także miejscowa placówka policji ochronnej (Schutzpolizei), mieszcząca się początkowo przy dzisiejszej ulicy Dworcowej, a następnie w Rynku. Funkcjonariusze tej formacji policji dokonywali rewizji w mieszkaniach Polaków, kontrolowali bagaże i dokumenty, w tym np. zezwolenia na posiadanie rowerów itp. Z gestapo współdziałała także policja kryminalna, która miała w Szamotułach swój posterunek. Zarówno gestapo jak i policja kryminalna były filarami terroru hitlerowskiego.
Przy ul. 3 Maja (niemiecka Hartmannstr.) urzędowała żandarmeria powiatowa, której dowódcą był por. Wegner. W mieście działała także placówka żandarmerii, mieszcząca się przy dzisiejszej ul. 1 Maja (niemiecka Gerichtstrasse).

W strukturze miejskiej partii hitlerowskiej – Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotniczej (Nationalsozialistischen Deutsche Arbeitspartei, NSDAP) – ulokowanej przy dzisiejszej ul. Lipowej (niemiecka nazwa Lindenstrasse), działały m.in.: jednostka SS, Niemiecki Front Pracy (Deutsche Arbeitsfront, DAF). Przybudówką NSDAP była organizacja młodzieżowa Hitlerjugend (HJ), która została włączona także do współpracy z policją niemiecką.  Członkowie HJ, liczący powyżej 16 lat, brali udział we wszystkich akcjach policyjnych i występowali zwykle w większych grupach. Jej powiatowy przywódca urzędował w siedzibie szamotulskiej NSDAP.

Władze niemieckie, wdrażając system okupacyjny, zmieniły nie tylko nazwę miasta na niemiecką. Zmianom uległy również nazwy miejscowości, w całym powiecie, co było zgodne z rozkazem Greisera, który oświadczył, aby „każdej miejscowości możliwie szybko nadać niemieckie piętno przez oszyldowanie niemieckimi nazwami”,  nakazano usunięcie wszelkich polskich napisów. Na ulicach Szamotuł pojawiły się zatem  tabliczki z niemieckimi nazwami ulic. Niemieckie nazwy nadano sklepom oraz instytucjom.

Wysiedlenia

Podstawowym założeniem planów germanizacyjnych na tzw. ziemiach wcielonych do Trzeciej Rzeszy, w tym w Wielkopolsce, było usunięcie miejscowej ludności polskiej i osadzanie na jej miejscu Niemców. Akcją wysiedleń do Generalnego Gubernatorstwa objęto także ludność polską i żydowską powiatu szamotulskiego. Kryterium podstawowym, którym kierowano się przy wyborze Polaków wyznaczonych do wysiedlenia, była m.in. ich przeszłość polityczna, zaangażowanie w działalność społeczną czy posiadany majątek. Zarządzono, aby akcją wysiedleńczą objąć  także rzemieślników i właścicieli sklepów. O wysiedleniu decydować mogli też miejscowi Niemcy, niechętnie nastawieni do Polaków. Sporządzaniem w ścisłej tajemnicy imiennych list osób przeznaczonych do wywózki i przygotowaniem kontyngentów ewakuowanych w powiecie szamotulskim zajmowała się bowiem nie tylko  policja bezpieczeństwa czy urząd starosty, ale także wspomniani Niemcy.

Mieszkańcy powiatu objęci byli kilkoma akcjami wysiedleńczymi. Wielu z nich przed wywózką koncentrowano w tzw. punktach zbornych (np. w prywatnym domu mieszkalnym w Pniewach przy ul. Dworcowej, w zabudowaniach więzienia we Wronkach, czy we wsi Brodziszewo) skąd następnie koleją wywożono do Generalnego Gubernatorstwa. Jak wynika z zestawienia, sporządzonego przez władze niemieckie podczas pierwszej akcji deportacyjnej, przeprowadzonej w okresie od 1. do 17. grudnia  1939 r., wywieziono z powiatu szamotulskiego 1186 Polaków, z czego większość deportowano w okolice  Jędrzejowa i na Lubelszczyznę

Druga akcja wysiedleńcza nastąpiła w okresie od 5. marca 1940 r. do 20. stycznia 1941 r. Wówczas to przeznaczonych do wywózki Polaków skierowano m. in. do obozu wysiedleńczego na Głównej w Poznaniu, skąd deportowano ich do Generalnego Gubernatorstwa. Łącznie w tym okresie z powiatu szamotulskiego wywieziono 2168 osób. Z obozu na Głównej transporty wywożono: 7. marca 1940 r. do Grabin (m.in. mieszkańców Podrzewia), 11. marca 1940 r. do Sanoka (m.in. mieszkańców Przyborowa i Przyborówka). 15. marca 1939 r. odjechał transport do Tarnobrzega m.in. z mieszkańcami Wronek. Największy transport, oznaczony liczbą 29. wyjechał 14. maja 1940 r. do Międzyrzecza Podlaskiego. W transporcie tym znaleźli się mieszkańcy Szamotuł, Piaskowa, Ostroroga, Pniew, Wronek, Obrzycka, Piasek, Śmiłowa, Otorowa, Podpniewek, Zielonejgóry, Dusznik i Konina. 20. maja 1940 r. wywieziono do Sokołowa Podlaskiego mieszkańców Piaskowa, Śmiłowa, Gruszyna i Jasionnej.  Łącznie zatem  we wszystkich transportach wysiedlono z powiatu 3354 osoby.

Wysiedleni, na mocy zarządzeń władz niemieckich, mogli zabrać jedynie bagaż podręczny, którego waga wynosiła do 12 kg na osobę dorosłą. Od wiosny 1940 r. bagaż nie mógł przekraczać wagi 25-30 kg. W bagażu mogła znaleźć się tylko niezbędna ciepła odzież, koce, kołdry oraz żywność na kilka dni. Pozostała odzież oraz całe wyposażeniem mieszkań (w tym np. aparaty radiowe, fotograficzne) i gospodarstw, biżuteria, dzieła sztuki, dewizy ulegały konfiskacie na rzecz Trzeciej Rzeszy. Polacy w pierwszym okresie wywózki mogli zabrać po 200 zł, a Żydzi po 100 zł na osobę. Później kwotę tę umniejszono odpowiednio do 50 RM i 25 RM.

Jednym z istotniejszych elementów, zmierzających do przeobrażenia struktury mieszkańców miasta i całego powiatu, było nie tylko osiedlanie jak największej liczby Niemców – funkcjonariuszy oraz urzędników, pochodzących nie tylko z tzw. starej Rzeszy, ale także przesiedlanie tzw. Niemców etnicznych, pochodzących z państw, które w tej sprawie zawarły odpowiednie umowy z Trzecią Rzeszą. Według spisu z 1941 r., w powiecie zameldowanych było łącznie 66 421 osób, w tym 56 603 Polaków, 9 771 Niemców (z czego 1049 przesiedleńców z państw nadbałtyckich,  2558 z rejonu Wołynia i Besarabii, oraz 5169 wpisanych na niemiecką listę narodowościową) i 47 osób innej narodowości. Liczba mieszkańców zmieniła się przez kolejne lata, wynosząc w kwietniu 1944 r. 71 888 osób, w tym 55 295 Polaków oraz 17 586 Niemców. Już w 1941 r. starosta szamotulski raportował urzędowi namiestnika Kraju Warty w Poznaniu, że w powiecie nie ma Żydów (Der Kreis ist judenfrei – powiat jest wolny od Żydów).

Praca

Od początku okupacji władze niemieckie wprowadziły przymus pracy. Oficjalnie obejmował on ludność polską od 14. roku życia. W praktyce jednak do pracy zmuszano chłopców i dziewczęta już od 12 roku życia, jeżeli wyglądali na starszych. Zmuszano ich m.in. do robót porządkowych w mieście lub do prac na polach w jego obrębie, np. przy wykopkach, zbiorze owoców. Przy tym dowolnie wydłużano czas pracy. Początkowo wynosił on 10 godzin dziennie, a z czasem nawet 12 godzin.

W celu werbowania polskiej siły roboczej na potrzeby gospodarki Trzeciej Rzeszy powołano specjalne urzędy pracy (Arbeitsamt), których zadaniem była rejestracja wszystkich osób zdolnych do niej. Urząd w Szamotułach mieszczący się przy ul. Staszica (niemiecka nazwa Uhlandstr.), nadzorował również placówki zamiejscowe we Wronkach, Międzychodzie, Grodzisku, Nowym Tomyślu, Obornikach i Rogoźnie. Kierował nim radca rejencyjny, dr Haenselt.  Funkcjonariusze placówki w Szamotułach znani byli przy tym ze swojej bezwzględności. To tam stosowano m.in. publiczne ścinanie włosów kobietom, które rzekomo nie przestrzegały zarządzeń wydanych przez personel urzędu. Z kolei szefowa Arbeitsamtu  w Obornikach, miejscowa Niemka nazwiskiem Reichenstein, decydowała osobiście o wywózce na roboty do Niemiec, nakazywała Polakom stawanie do prac publicznych we wszystkie niedziele, a nadto składała doniesienia na policję i gestapo na każdego, na kogo chciała. Jak ustalono, z całego powiatu szamotulskiego na roboty przymusowe do Rzeszy wywieziono ponad 3000 osób.

Trudne warunki pracy oraz niedożywienie, spowodowane wprowadzeniem od      1940 r. kartkowego sytemu przydziału żywności, prowadziły w wielu przypadkach nie tylko do fizycznego osłabienia ludności polskiej, ale wręcz do wzrostu śmiertelności. Przydziały żywnościowe umniejszono Polakom co najmniej o 20-30% w stosunku do norm żywieniowych przydzielanych Niemcom. Polakom zabroniono przy tym kupowania np. owoców, ciast, kawy i innych artykułów. Reglamentacji podlegały także inne produkty spożywczych oraz opał, odzież, obuwie, wyroby skórzane czy tytoń. Przepisami urzędowymi uregulowano również godziny, w których Polacy mogli dokonywać zakupów.

Polaków, wywożonych do pracy na terytorium tzw. starej Rzeszy zmuszano do naszywania na wierzchniej odzieży znaczka identyfikującego z literą „P”. Każdy, pracujący w mieście czy powiecie, a także wywieziony do roboty poza obszar Kraju Warty, zobowiązany był do posiadania książeczki pracy (Arbeitsbuch).

Wszyscy Polacy, zgodnie z zarządzeniami Niemców, mieli znacznie ograniczone uprawnienia socjalne. Wprowadzono m.in. tzw. podatek wyrównawczy, co wpłynęło na zaniżenia wynagrodzenia, zlikwidowano urlopy. Przyznawano bardzo niskie zasiłki chorobowe. Nie tylko pozbawiono Polaków odpowiedniej opieki lekarskiej, ale także ograniczono im sprzedaż niektórych leków.
19. października 1939 r. władze niemieckie wydały zarządzenie na mocy którego utworzono Główny Urząd Powierniczy Wschód, powołany do konfiskaty  polskiego mienia. Objęto nią majątki, gospodarstwa rolne, warsztaty rzemieślnicze, sklepy, restauracje i przedsiębiorstwa. Przejmowali je w pierwszej kolejności Niemcy, mieszkający przed wybuchem wojny w Polsce, a od 1940 r. administrowali nimi sprowadzeni z Rzeszy hitlerowcy. Jak pisał  w sprawozdaniu z sierpnia 1941 r. landrat szamotulski, „wszystkie większe zakłady znajdują się w rękach niemieckich”. Z części zagrabionych w powiecie sklepów i restauracji Niemcy utworzyli spółdzielnie. Polacy, byli właściciele, o ile nie zostali wysiedleni wcześniej do Generalnego Gubernatorstwa, zatrudnieni zostali jako siła najemna. Mieszkańcy Szamotuł i okolicy pracowali m.in. w zajętej przez Niemców cukrowni  (Zuckerfabrik Samter GmbH), którą zarządzał Fr. Woollschläger, w fabryce mebli (Möbelfabrik Samter) przy dzisiejszej ul. Dworcowej, którą kierował Joachim Abel, w olejarni (Ölmühle), miejscowych młynach, zakładach zbożowych oraz w cegielni.

W całym powiecie, którego łączna powierzchnia wynosiła 107 672 ha, lasy zajmowały 31 363 ha. Struktura majątków i gospodarstw rolnych na tym terenie, przejętych przez Niemców i zarządzanych przez tzw. powierników (Treuhänder), przedstawiała się następująco: majątki powyżej 100 ha stanowiły 46,60% powierzchni,  majątki i gospodarstwa od 5 do 100 ha zajmowały 50,62%, natomiast gospodarstwa do 5 ha stanowiły 2,78% całkowitej powierzchni. Tam także jako siła robocza pracowali Polacy.

W powiecie, do prac sezonowych w rolnictwie, została skierowana ludność żydowska z gett Kraju Warty, osadzona w specjalnie w tym celu utworzonych obozach pracy przymusowej. Żydzi pracowali m.in.: w Pożarowie (od 15. lipca 1941 do sierpnie 1942 r.), w miejscowości Binino (od wiosny do jesieni 1942 r.), w Dobrojewie (od wiosny 1942 r. do 8. czerwca 1943 r.) Podczas prac rolnych widziano także Żydów w Szczepankowie. Z kolei w Sędzinach od wiosny 1942 r. do 25. sierpnia 1943 r. więźniowie żydowscy zostali zatrudnieni nie tylko do prac rolnych, ale także do rozbiórkowych. W Koninie pracowali w sierpniu 1943 r. W Nowej Wsi w okresie od 19. października 1941 r. do 15. grudnia 1942 r. zatrudnieni byli przy robotach drogowych. W Pniewach utworzono aż trzy obozy, skąd od wiosny 1942 r. do 25. sierpnia 1943 r. prowadzono Żydów do różnych prac rolnych i komunalnych w mieście. W dokumentach niemieckich znajdujemy informację o funkcjonowaniu obozu nazwanego Samter-Schloß (Szamotuły-Zamek), gdzie zatrudniano Żydów do prac sezonowych.

Wiosną 1944 r. utworzono w Pniewach obóz dla jednostek służb pomocniczych (Arbeitsdienst), w którym przebywało około 100 obywateli Luksemburga oraz około 100 Niemców. Wszyscy oni zatrudnieni byli przy pracach modernizacyjnych dróg, wykopkach oraz w gospodarce leśnej.
W Pniewach planowano założenie podobozu obozu koncentracyjnego Sachsenhausen.

Życie codzienne

Życie ludności polskiej ograniczały różne przepisy wydawane przez władze Kraju Warty, rejencję poznańską, urzędy różnych szczebli, a także władze lokalne. Zarządzenia te zmierzały do szczegółowego unormowania  nawet najdrobniejszych elementów życia codziennego. Polacy żyli w stałym zagrożeniu życia, sterroryzowani nie tylko drakońskimi obostrzeniami, ale także trudami codziennego bytowania. Wprowadzenie godziny policyjnej, zagrożenie aresztowaniem nie tylko z racji nieprzestrzegania jej, ale czasem pod byle pretekstem, znoszenie szeregu upokorzeń ze strony Niemców, w tym młodzieży z organizacji Hitlerjugend, to wszystko wpływało przygnębiająco na Polaków.

Szykany, stosowane wobec Polaków w Szamotułach, przyjęły rozmaite formy. M.in. zamknięto wszystkie polskie biblioteki, organizacje społeczne i stowarzyszenia, zburzono pomnik Powstańca Wielkopolskiego. Młodzieży polskiej zabroniono dostępu do nauki w szkołach średnich i wyższych, ograniczając ją tylko do szczebla szkoły podstawowej i obejmując nią dzieci w wieku od 9-13 lat. W szkole uczono ich  języka niemieckiego w stopniu umożliwiającym jedynie zrozumienie rozkazów i wskazówek niemieckich przełożonych w zakładach pracy. Celem nauczania matematyki miała być tylko znajomość podstawowych działań arytmetycznych. Wszystkie poczynania władz niemieckich w tych dziedzinach zmierzały zatem do utrzymania społeczeństwa polskiego na bardzo niskim poziomie umysłowym.

Ograniczano Polakom także możliwość przemieszczania się. Koleją można było podróżować tylko po otrzymaniu specjalnego policyjnego zezwolenie. Obostrzenia dotyczyły nawet posiadania rowerów, którymi można było się poruszać wyłącznie po otrzymaniu odpowiedniego zezwolenia. Nadto rower Polaka musiał być w widoczny sposób oznakowany.
Rozpoczęto walkę z kościołem katolickim, który był uważany przez władze hitlerowską za główną ostoję polskości na obszarze Kraju Warty. Jeszcze we wrześniu 1939 r. rozwiązane zostały działające w powiecie stowarzyszenia katolickie, a majątki ich skonfiskowano.

W listopadzie 1939 r. zniszczono krzyż i figurę św. Jana Nepomucena, stojące na Rynku. Zarządzeniem landrata szamotulskiego z 21. marca 1941 r. polecono usunięcie krucyfiksów i figur przydrożnych. Sprawdzająca wykonanie owego polecenia miejscowa policja w maju 1941 r. stwierdziła, że wszystkie krzyże i figury stojące przy placach publicznych i drogach zostały usunięte jeszcze w 1939 r. Już 3. października 1939 r. przystąpiono do ograniczenia praktyk religijnych Polaków, zmniejszając liczbę odprawianych nabożeństw do jednego w tygodniu, czyli w niedzielę, między godz. 9-tą a 11-tą. W całym powiecie szamotulskim czynne były odtąd dwa kościoły – w Otorowie i Słopanowie. Całe pozostałe w kościołach mienie, a także mienie prywatne księży przeszło na własność namiestnika Kraju Warty. Nabożeństwa, zgodnie z zaleceniem landrata, miały być kontrolowane przez miejscowych folksdojczów i umundurowanych policjantów. Poza tym, jak pisał Schulze-Aneé w wydanym przez siebie zarządzeniu, „Demonstracyjne klękanie, zgromadzenia i inne gesty przed figurami świętymi na ulicach, jest zabronione”.
Obostrzenia dotyczyły zakazu  śpiewania pieśni Boże, coś Polskę. Polacy mieli więc obowiązek zdania książeczek do nabożeństwa, zawierających właśnie tę pieśń. Zamknięte zostały biura parafialne, przejęte akta kościelne i księgi.

Praktyki religijne wiernych ograniczone zostały także przez deportację księży do obozów koncentracyjnych, w tym przede wszystkim do Dachau, aresztowania ich i wysiedlenia. Represje hitlerowskie objęły następujących księży: Bolesława Bałoniaka z Szamotuł, Wacława Faustmanna z Kaźmierza, Mieczysława Gronostaja z Otorowa, Józefa Jasika z Wronek, Jana Kaja z Ostroroga, Władysława Kawskiego z Szamotuł, Bolesława Kaźmierskiego z Szamotuł, Teofila Kubisza z Szamotuł, Grzegorza Kucharskiego z Biezdrowa, Jana Majchrzyckiego z Ostroroga, Stefana Pabiszczaka z Obrzycka, Władysława Swobodę z Pniew, Antoniego Szuda, prefekt gimnazjum w Szamotułach, Alfonsa Viola z Obrzycka, Mieczysława Ratajskiego z  Kaźmierza.
Tragiczny nie ominął Żydów zamieszkałych w powiecie szamotulskim. Władze hitlerowskie postanowiły wysiedlić ich do Generalnego Gubernatorstwa. 7. listopada 1939 r. 88 Żydów z powiatu wywieziono do Buku, gdzie zgromadzono łącznie ok. 1300 osób z różnych miejscowości Wielkopolski (m.in. z Nowego Tomyśla, Lwówka, Szamotuł, Pniew, Wronek, Sierakowa, Kłecka), a potem przewieziono ich do obozu w Młyniewie koło Grodziska. Następnie, zimą 1940 r., przetransportowano w okolice Szymanowa w powiecie sochaczewskim. Na miejscu pozwolono im rozproszyć się po okolicznych miasteczkach (Błonie, Żyrardów, Grodzisk Mazowiecki, Wiskitki).

W Szamotułach i Pniewach powstały więzienia sądowe (Gerichtsgefängnis). W Szamotułach  funkcjonowało ono od września 1939 r. do stycznia 1945 r. Osadzano w nim więźniów z wyrokami sądowymi oraz aresztowanych przez policję. Wśród więźniów byli Polacy, Niemcy i Rosjanie zbiegli z obozów jenieckich czy robót przymusowych. Wielu więźniów deportowano stąd do obozu w Żabikowie koło Poznania, a następnie do obozów koncentracyjnych. W końcu października 1939 r. utworzone zostało więzienie we Wronkach (Strafgefängnis), zlikwidowane w styczniu 1945 r. Łącznie przez nie przeszło 28 tys. osób, głównie Polaków z Kraju Warty. W zachowanych księgach zgonu odnotowano 792 nazwiska zmarłych więźniów.

Walka z okupantem

Ciągła obawa o los własny, lęk o najbliższych oraz szereg zakazów towarzyszyły szamotulanom przez cały okres okupacji. Za przeciwstawianie się terrorowi lub podejmowanie działań niezgodnych z zarządzeniami władz groziły surowe kary. Nie zniechęcało to jednak Polaków do działania. Wręcz przeciwnie, stworzona przez okupanta sytuacja prowokowała odruchy oporu, które szybko przyjęły formę zorganizowaną. Wola walki i sprzeciwu wyrażała się m.in. w potajemnym organizowaniu świąt religijnych czy rocznicowych. Niesiono pomoc osadzonym w obozach jenieckich i koncentracyjnych. Ukrywano zbiegłych jeńców i tych wszystkich, którzy chcieli z różnych powodów uniknąć aresztowania.

W działalność konspiracyjną włączała się miejscowa młodzież, związana z przedwojennym harcerstwem i zwolnieni z niewoli żołnierze września 1939 r.,  którzy powrócili do powiatu. To ich postawa i zaangażowanie przywróciły wielu szamotulanom wiarę w przezwyciężenie wroga.  Niestety zaobserwować można było, choć nieliczne, przykłady współpracy z okupantem. Jak zauważył Stanisław Lech Jankowski, który powrócił do Szamotuł w październiku 1939 r. po zwolnieniu z obozu jenieckiego w Bierdrusku: „Mieszkańcy Szamotuł i powiatu po rozbiciu armii polskiej i kapitulacji Warszawy, zawiedzeni w nadziejach na pomoc Anglii i Francji, sterroryzowani krwawymi egzekucjami, byli bliscy załamania. Brak informacji o losach żołnierzy z rozbitej armii i o losach rządu, zakaz gromadzenia się, korzystania z radia, zamknięcie kościołów – wszystko to działało deprymująco na ludność”.

Zaczęły tworzyć się zalążki konspiracji wojskowej. Jednym z organizatorów konspiracji szamotulskiej był ppor. Stanisław Zgaiński. Wiosną 1940 r. został zaprzysiężony w Służbie Zwycięstwu Polski, następnie w Związku Walki Zbrojnej (ZWZ). Do wiosny 1943 r. był komendantem Placówki ZWZ we Wronkach. W kwietniu 1943 r. mianowany został pełniącym obowiązki komendanta  Obwodu Armii Krajowej (AK) w Szamotułach (kryptonim „Sznur”), wchodzącym w skład Inspektoratu Rejonowego Zachód Okręgu Poznańskiego AK. Zadaniem Zgaińskiego było m.in. przejęcie w struktury organizacyjne członków miejscowej organizacji, dowodzonej przez plut. pchor. Stanisława Lecha Jankowskiego (ps. „Marysieńka”, „Szary”), który zorganizował w Szamotułach i okolicy lokalne grupy konspiracyjne, liczące ogółem ok. 100 osób. Wiosną 1940 r. Jankowski zaprzysiężony został do ZWZ przez Stanisława Zgaińskiego. Pomimo prowadzonych rozmów grupa ta nie była organizacyjnie powiązana ze strukturami Okręgu Poznańskiego ZWZ.

Członkowie skupionej wokół Jankowskiego grupy zajmowali się m.in. zbieraniem wiadomości politycznych i gospodarczych, pomocą społeczną i tajnym nauczaniem. Organizowali tzw. ruchome biblioteki, wykorzystując do tego częściowo uratowany księgozbiór gimnazjum szamotulskiego oraz zbiory prywatne. Prowadzony  przez Monikę Kruszewską i Jana Ileckiego nasłuch radiowy posłużył do opracowania biuletynu informacyjnego i jego powielania, a następnie kolportowania wśród ludności polskiej. Biuletyn powstawał przy współpracy z Henrykiem Garsteckim (ps. „Mira”). Od wiosny 1940 r. grupa Jankowskiego działała także w powiecie. Sprzyjało temu zatrudnienie Jankowskiego jak i innych Polaków, Wojciecha Próchnicki (ps. „Maciek” i „Szypułka”), Jakuba Pituły (ps. „Kuba” i „Szałwia”), Kazimierza Bukowskiego (ps. „Kruk” i „Szymon”), Stefana Stachowiaka (ps. „Student” i „Szczerbiec”) jako kontrolerów mleczności krów. Ich poruszanie się po powiecie nie wzbudzało podejrzeń ze strony Niemców, a kontakty z terenem ułatwiały werbowanie Polaków do współpracy. Wśród nich byli nauczyciele oraz pracownicy gospodarstw rolnych. Przekazywali informacje o aresztowaniach wśród Polakach, czy ruchach wojsk niemieckich na ważnej strategicznie trasie Poznań – Szczecin.

Działalność grupy Jankowskiego przerwały aresztowania, przeprowadzone przez gestapo 8. i 9. sierpnia 1944 r. Ujęto wtedy także konspiratorów z Międzychodu i Sierakowa. Aresztowań dokonano w ramach akcji nazwanej przez Niemców Aktion Apfelbach. Zatrzymanych osadzono w więzieniu szamotulskim, skąd 19 sierpnia    1944 r. zostali przewiezieni do siedziby gestapo w Poznaniu, a następnie do obozu w Żabikowie. Wśród aresztowanych i osadzonych w Żabikowie znaleźli się także działający w Szamotułach i powiecie harcerze, członkowie Szarych Szeregów, m.in. bracia Zygfryd, Alfons i Paweł Lindowie oraz Walenty i Wacław Ratajczakowie. Z obozu Żabikowo część więźniów została deportowana do obozu koncentracyjnego Gross-Rosen.
Działalność konspiracyjną prowadzono na całym obszarze powiatu, np. w Pniewach i Wronkach, a przerwało ją rozbicie grup konspiratorów i aresztowania.

Rok 1945

W drugiej połowie stycznia 1945 r. front wschodni dotarł do granic Wielkopolski. Przez miasto przechodziły kolumny uciekinierów złożone z niemieckiej ludności cywilnej. Między innymi z Obornik w stronę Szamotuł wyruszył  konwój konny składający się z 25 zaprzęgów, wiozący urzędników i majątek służbowy. Dniem i nocą przejeżdżały wozy z Niemcami z Murowanej Gośliny i Rogoźna.

Rozkaz o ewakuacji władz i niemieckich mieszkańców Szamotuł został wydany 19. stycznia 1945 r. o godz. 17-tej. Po północy, po wstępnych przygotowaniach i naradach konwój ruszył w drogę. Celem jego było dotarcie do miejscowości Perlenberg w powiecie West-Prignitz w płn. Niemczech. Do ewakuacji Niemców i ich dobytku zmuszeni zostali Polacy  – woźnice i kierowcy.
W nocy z 20. na 21. stycznia wyjechał z miasta Kreisleiter. W Szamotułach, które zgodnie z niemieckimi planami ewakuacyjnymi miało przyjmować niemieckich uchodźców z Kutna i Gniezna, nie było już żadnej cywilnej władzy administracyjnej. Pozostała jedynie policja i funkcjonariusze gestapo, do których dołączyli funkcjonariusze tajnej policji z innych ewakuowanych powiatów. Wieczorem, 20. stycznia,  uciekła z Szamotuł miejscowa żandarmeria.

W nocy z 24. na 25. stycznia 1945 r. na ulicach miasta żołnierze niemieccy – niedobitki z różnych oddziałów, ustawili kilkanaście czołgów i wozów pancernych, przygotowując się do obrony miasta. Natarcia oczekiwano od strony Obornik.

26. stycznia, około godz. 17:30, na ulicę Lipową i Nowowiejskiego wkroczyły pierwsze czujki Armii Czerwonej. Tymczasem przez Rynek usiłowały przedostać się dwa czołgi niemieckie, a za nimi kilkunastoosobowa grupa Niemców. Po krótkiej strzelaninie, w której zginęło około 18-stu Niemców miasto było wolne od okupanta.

Anna Ziółkowska
Szamotuły w latach II wojny światowej

Pomysł zorganizowania wystawy narodził się w związku z obchodami 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej i 65. rocznicy jej zakończenia.
Czasy okupacji hitlerowskiej zawsze wzbudzały zainteresowanie, tym bardziej, że wiele pytań dotyczących Szamotulan pozostawało bez odpowiedzi. Zainspirowało to organizatorów do podjęcia próby rekonstrukcji tego okresu. Jako źródła posłużyły uzyskane podczas wywiadów relacje bezpośrednich świadków oraz wspomnienia  rodzin, znających wydarzenia i atmosferę tego okresu  od swoich najbliższych. Ankiety, przeprowadzone przez zaangażowaną w prace przygotowawcze młodzież z działającego przy szamotulskim muzeum Towarzystwa Przyjaciół Armii Krajowej i ich koleżanki oraz  kolegów, pozwoliły na zgromadzenie pokaźnego materiału źródłowego  – zdjęć, dokumentów, pamiątek i wspomnień. Zaprezentowanie ich na wystawie uwiarygodnia obraz życia mieszkańców Szamotuł i okolicznych miejscowości. W ten sposób historia znana z podręczników staje się nagle bliska, wręcz dotykalna. Z fotografii patrzą na nas twarze naszych pradziadków, dziadków, bliskich krewnych oraz znajomych, a towarzyszące im opisy opowiadają ich dzieje. Przygotowanie wystawienniczych materiałów niejednokrotnie zmuszało rodziny do penetracji starych albumów, przeglądania zapomnianych dokumentów, czy wysłuchania wspomnień bliskich. Fragmenty relacji zaczynały tworzyć zwartą historię  życia danej osoby, a poparte zdjęciami i dokumentami, pokazanymi na wystawie, trafią potem do rodzinnego skarbca,  pozwalając młodszemu pokoleniu poznać i przekazać następnym,  ocalając je tym samym od zapomnienia.
Pod koniec sierpnia 1939 r. powszechna mobilizacja oddzieliła mężczyzn – ojców i braci – od rodzin. Poszli walczyć z najeźdźcą w 58. Pułku Piechoty w Poznaniu (Edward Radzi, Stefan Ratajczak, Franciszek Rackowiak), w 70. Pułku Piechoty Pleszewskiej (Leon Gierszewski). Helu bronił Tadeusz Lewandowski, w Borach Tucholskich i w obronie Bydgoszczy walczył Józef Siutkowski, a prawie wszyscy brali udział w bitwie nad Bzurą. Część  zginęła, część dostała się do niewoli, zapełniając oflagi i stalagi. Niektórym zwolnionym udało się powrócić do domów; inni, przy sprzyjających okolicznościach, ratowali się ucieczką. Wszystko po to, by móc z najbliższymi przeżywać tragedię następnych dni, miesięcy, lat.

Najtragiczniejszy los spotkał uwięzionych na wschodnich terenach Rzeczypospolitej, które 17. września zagarnęła sowiecka Rosja. Trafili  do obozów w Starobielsku, Ostaszkowie, Charkowie oraz Kozielsku. Oczekujące ich rodziny, uspokojone listami z kwietnia 1940 roku, nie wiedziały , że te listy są ostatnimi. W lasach Katynia pozostali na zawsze: dr Stanisław Owsiany – szamotulski lekarz i działacz społeczny, Kazimierz Baraniecki – kierownik szkoły w Podrzewiu, Witold Dewojno – handlowiec, kpt. Kazimierz Bak – zawodowy wojskowy i Jan. Gieremek  Szczególnie wzrusza historia Tadeusza Hoffmanna – absolwenta szamotulskiego Gimnazjum. Zaręczony z Miłką Pokornianką, córką profesora tej szkoły, był zmuszony odłożyć datę ślubu za względu na mobilizację. Jak wspominała siostra Tadeusza, „Młodzi zdążyli jeszcze ślubować sobie dozgonną miłość i wierność przed cudownym obrazem Szamotuł Pani”. Telegram ze Starobielska, z wiadomością o wyjeździe oficerów, ucieszył narzeczoną i rodzinę. Miłka wierzyła, że Tadeusz  wróci – „czekała na niego całe swoje życie”. Los uwięzionych i zamordowanych oficerów w Lasach Katyńskich został ujawniony dużo później.

Władze okupacyjne , zaopatrzone w wykazy Polaków, sporządzone przez miejscowych Niemców, miały gotowe zestawy nazwisk osób przeznaczonych do aresztowań i wysiedleń. Stefan Stawicki (oborniczanin związany z Szamotułami przez rodzinę z Gąsaw i Kępy) opisuje, jakie zdziwienie wywołał widok znanych obywateli miasta ubranych, tuż po wkroczeniu do miasta Niemców, w hitlerowskie mundury.

Terror okupanta objawiał się przez aresztowania, prowokacje lub zatrzymywanie polskich zakładników.  12. października przed miejscowym kościołem rozstrzelano pięciu mieszkańców Otorowa za rzekome wywieszenie polskiej flagi. Prowokacji dokonali miejscowi Niemcy. 13. października ta sama scena rozstrzelania powtórzyła się na szamotulskim Rynku – zginęło kolejnych pięciu mieszkańców tej wsi. Zmuszeni do przyglądania się temu Szamotulanie z przerażeniem patrzyli na śmierć Otorowian ,a  miejscowe Niemki wyrażały swą radość, wręczając bukiety kwiatów dowódcom plutonu egzekucyjnego. Zapamiętali to wydarzenie: Czesława Tokarska, Marianna Kaczmarek-Molska i Władysław Paszke, mieszkający na Rynku. Zdjęcia Jana Brzoska, Tomasza Czyża i Wincentego Pociechy mówią o kolejnej szamotulskiej tragedii – rozstrzelaniu 13. grudnia 1939 r. na ulicy Franciszkańskiej dziesięciu mężczyzn. O świadków zadbano równie gorliwie podczas upokarzającego publicznego golenia głów Szamotulankom (Helena Bączkowska i Bogacka z Obrzycka), które nie wykonały poleceń Arbeitsamtu. Bicie Polaków i znęcanie się nad nimi było na porządku dziennym, jak wspomina pracujący w sklepie drogeryjnym Marian Popiela. Świadkiem obozowej gehenny była też Anna Schwarz, pracująca w zakładach Telefunken na terenie poznańskiego Fortu VII. Za uderzenie Niemca, w obronie bitego Polaka, Franciszek Stachowiak z Gaju Małego został uwięziony w Poznaniu przy ulicy Młyńskiej, a później w Forcie VII. Bicie uczniów, lekcje w języku niemieckim, głód i polskie dzieci spychane z chodników przez wyrostków z Hitlerjugend wspomina Władysław Kędziora. „Pomidory nie nadążały dojrzewać, bo głodni ludzie je zjadali, a ze strącanych z gniazd ptaków gotowano rosół”. Wiele ryzykowała matka Władysława Paszkego, zatrzymując, wbrew nakazowi okupanta, książeczkę do nabożeństwa z pieśnią „Boże, coś Polskę”, co groziło aresztowaniem. Śpiewanie polskiego hymnu, podsłuchane przez donosiciela, spowodowało uwięzienie Józefa Błajeta z Wielonka. Wstawił się jednak za nim niemiecki gospodarz, u którego pracował, ze względu na zbliżający się czas żniw. Niepodpisanie volkslisty wystarczyło, by wysiedlono Józefa Spychałę z Gałowa do obozu przejściowego pod Łodzią. Akcja wysiedleńcza, prowadzona przez okupanta, miała przygotować miejsca dla napływającej ludności niemieckiej. Zaskoczonym polskim rodzinom, którym wyznaczono 10-20 min. na opuszczenie mieszkania, trudno było zebrać choć najpotrzebniejsze rzeczy. Mama Marii Bartlakowskiej dopiero w punkcie zbiorczym na szkolnym boisku zorientowała się, że ma na nogach domowe bambosze zamiast ciepłego obuwia.  Przechodziła w nich potem całą zimę. Wiele szamotulskich rodzin wysiedlono do Generalnej Guberni, przeważnie w okolice Jędrzejowa. Część z nich przeszła przez obóz na ulicy Głównej w Poznaniu lub wronieckie więzienie.

„Mnóstwo ludzi, zimno i strach” – tak wspomina obóz na Głównej Kazimiera. Grygier-Bukowska. A potem kilkudniową podróż w zatłoczonych wagonach, w nieznanym kierunku, coraz dalej od domu.  Innym zapadły w pamięć więzienne cele wronieckiego więzienia, w którym zgrzyt klucza w zamku budził przerażenie dorosłych i dzieci. Rozdzielone rodziny mogły spotykać się jedynie na więziennym „ spacerniaku”. Brakowało podstawowych rzeczy. Fabiola Seidel-Buyko wspomina, że jej rodzina nie mogła korzystać z posiłków  z braku kubków, talerzy i łyżek. Ulitował się jednak nad nimi więzienny strażnik-Niemiec i potajemnie dostarczył potrzebne przedmioty. We wronieckim więzieniu osadzono również  rodziny ze spacyfikowanej wsi Brodziszewo, wysiedlone stamtąd 20. grudnia 1939 r. Ich domy zostały zajęte przez  niemieckich osadników z Estonii i Łotwy. Uwolnionym z wronieckiego więzienia 2.marca 1940 r. Brodziszewianom nie wolno było przebywać na terenie powiatu szamotulskiego. Szukali więc schronienia u rodzin mieszkających poza „zakazanym miejscem”.

W najgorszej sytuacji były dzieci – głodne, zmarznięte i przestraszone. Często płakały. Matki, nie mając pożywienia dla niemowlaków, karmiły je ogrzaną w ustach wodą z cukrem, lub przeżutym więziennym chlebem. W ten sposób ratowały swoje dzieci przed śmiercią głodową. Uwolnieni musieli jeszcze odbyć daleką podróż, by w Generalnym Gubernatorstwie znaleźć „kąt do zamieszkania, bo trudno nazwać to mieszkaniem – małe, brudne, pełne insektów klitki bez jakichkolwiek mebli” – wspomina Anna Kaczor. Były to mieszkania pożydowskie, które Szamotulanie starali się  przystosować do normalnego funkcjonowania.

Wśród wspominanych rodzin byli m.in. mieszkańcy Szamotuł – Grygierowie, Piszczołowie, Szydlarscy, Brustowie, Hancykowie, Pokorni, Ciesielscy, Kaniowie i prof. Wojterski.  Z Wronek – Kędziowie i Janasowie. Z Ostroroga m.in.: Bartlakowscy, Gidaszewscy, Rychczyńscy, Jądrzykowie, Stefańscy, Szafranowie. Gołasiowie z Otorowa oraz  Bogajewiczowie, Skrzypczakowie, Kostkowie i Sobocińscy z Pniew. Szamotulanie szybko wtopili się w miejscową społeczność. Znając język niemiecki, często byli tłumaczami. Pozakładali drobne interesy – Grygrowie prowadzili piekarnię, Szydlarscy sklep z tkaninami, Samol i Flejsierowicz handlowali towarami spożywczymi. Wzajemnie sobie pomagano.

Wysiedleni Helena i Michał Spychałowie poznali się w Piotrkowie Trybunalskim. Tam też urodziła się ich córka Władysława, z którą później wrócili do Gałowa. Helenie i Romanowi Ciesielskim, nauczycielom szamotulskim, wysiedlonym do Małogoszczy w okolice Jędrzejowa, urodziło się tam dwoje dzieci.

Szamotulanie, pracujący u miejscowych Niemców lub wysiedleni w głąb Rzeszy, byli zatrudniani najczęściej przy pracach rolnych, a traktowano ich różnie. Często ciężka fizyczna praca i złe wyżywienie wyczerpywały i tak już wątłe siły. Nie brakowało też osób, które dobrze wspominały swych pracodawców. Należała do nich Helena Turowska, zatrudniona w gospodarstwie zamożnej rodziny Grynbergów. Na wyjątkowe uznanie zasługuje niemiecka urzędniczka z Otorowa. Poruszona losem samotnej matki z czworgiem małych dzieci, ostrzegła ją o mającym nastąpić wysiedleniu, a nawet  zostawiła jej nawet swój rower, by kobieta mogła poszukać schronienia u rodziny – relacjonuje Irena Kwiatkowska.Marianna Białasik, wtedy opiekunka niemieckich dzieci, opisuje swojego gospodarza, jako „dobrego człowieka, który nigdy nie krzyczał i nie bił”. Jej sytuacja się zmieniła, gdy zatrudniono ją do kopania rowów i sadzania drzew. Sroga zima, niemożność wysuszenia mokrego ubrania powodowała, że szerzyły się wśród pracujących Polaków chorób niekiedy nawet śmiertelne. Tadeusz Bartecki pracował w zakładzie zbrojeniowym w fabryce samolotów Heinkel-Werke, jako ślusarz nitujący skrzydła.  Na halach produkcyjnych panował ogromny huk, a lżejszą pracę otrzymał, gdy zatrudniono więźniów z obozu koncentracyjnego z Sachsenhausen.

Mimo klęski wrześniowej i hitlerowskiego terroru nie ustawało życie harcerskie. W rodzinnym domu Leona Haaka, we Wronkach regularnie spotykało się grono starszych harcerzy. Udało się im nawet schować w nieczynnych przewodach wodociągowych  sztandary harcerskich drużyn, Sokoła i Bractwa Kurkowego oraz różne dokumenty. Hieronim Wajs (żołnierz Armii Krajowej) wspominał, że we wrześniu 1939 r. zamienił harcerski mundur na wojskowy. Długie lata przynależności do harcerstwa przygotowywały młodych ludzi do działalności konspiracyjnej, a wpojone ideały, zdaniem L.Haaka,  „ukształtowały ich światopogląd narodowy i patriotyzm”. Tragicznie zakończyli życie szamotulscy harcerze – Zygfryd Linda i Andrzej Kosicki, studenci Wydziału Medycznego Uniwersytetu Poznańskiego. Zaangażowani w działalność konspiracyjną kontrwywiadu Szarych Szeregów na terenie Warszawy (Linda przy Kwaterze Głównej), zostali aresztowani. Po ciężkich przesłuchaniach i torturach uwięziono ich w poznańskim Forcie VII. Oboje zginęli – Linda w Forcie VII, a Kosicki w Żabikowie.

Bolesław Szczerkowski trafił do oflagu w Murnau, gdzie należał do konspiracyjnego harcerstwa (zachowała się jego ręcznie wypisana legitymacja). Po wyzwoleniu pracował w ośrodku opiekuńczym dla Polaków z tamtych rejonów Niemiec i nadal działał w harcerstwie. Wydawano tam pisemka „Zuch” i „Dąb”, do dzisiaj zachowane  wśród rodzinnych pamiątek.
Nauczyciel, Stanisław Zgaiński, z działalnością konspiracyjną spotkał się w obozie jenieckim, do którego trafił po bitwie nad Bzurą. Po powrocie do Wronek kontynuował pracę organizując sztab i przejmując dowództwo miejscowej placówki, kierowanej dotychczas przez Stanisława Jankowskiego. Obaj, aresztowani w 1944 r. zostali przewiezieni do obozu koncentracyjnego w Gross-Rosen. Zgaińskiemu, po śledztwie w poznańskiej siedzibie Gestapo w Domu Żołnierza, uszkodzono staw kolanowy. Zgłosił się do obozowego szpitala, ale mimo pomocy kolegów; Stanisława Jankowskiego i Wacława Badurskiego, nie udało się zachować go przy życiu. Badurski, znający doskonale język niemiecki, oddał koledze ostatnią przysługę – postarał się o szybsze spalenie jego zwłok, aby zbyt długo nie leżały wśród innych zmarłych.

Osoby, którym udało się przeżyć obozy, podkreślają znaczenie i rolę poczucia wspólnoty, łączącego polskich więźniów. Pomagali sobie, organizując razem dodatkowe posiłki, podtrzymując się na duchu, chroniąc słabszych i wycieńczonych niewolniczą pracą kolegów. Całą okupację w obozach zagłady przeżyli: Franciszek Woźniak (Sachsenhausen) i Stefan Stawicki (Dachau, Mauthausen-Gusen), którzy. zdaniem hitlerowskich strażników, mieli prawo przeżyć najwyżej 3 miesiące. Kazimierę Judek – Wegner ocaliła wiara w Opatrzność Bożą, bo inaczej „dawno poszłaby na druty”, gdzie ginęły jej koleżanki.

Śmiercią męczeńską zginął w Dachau ks. Marian Konopiński – absolwent szamotulskiego Liceum, urodzony w Kluczewie k. Ostroroga. Został beatyfikowany przez Jana Pawła II 13 czerwca 1999 r. Z przedstawionych na ekspozycji postaci obozów nie przeżyli, m.in.: Władysław Kamiński, Władysław Mazurkiewicz – piekarz z Szamotuł i 20-letni Edward Bałuta, piszący wzruszające, pełne tęsknoty listy do matki.

Do obozów zagłady trafiali Polacy, którzy narazili się władzy okupanta, byli powstańcami wielkopolskimi lub aktywnymi działaczami społecznymi. Innych wysyłano tam na skutek denuncjacji lub łapanek albo gdy ich nazwisko zostało wymienione przez torturowanego Polaka, co miało miejsce w przypadku Jana Kotlarka.

Na dalekie, wschodnie tereny ZSRR władza sowiecka wywoziła tych Polaków, których wojna zastała na kresach Rzeczypospolitej po 17 września 1939 r.
Rodzinę Herberta Koerpla, szamotulskiego przemysłowca, zesłano do Kazachstanu, Mariana Pęczka z Otorowa  i Władysława Nowaka na Syberię. Warunki ich egzystencji można porównać z życiem obozowym. Już podczas kilkutygodniowego transportu wielu ginęło z głodu i wycieńczenia. Katorżniczą pracę w kołchozach, mróz i choroby udało się przetrzymać tylko niektórym, a wyjątkowym szczęśliwcom wrócić do Polski, najczęściej z armią gen. Władysława Andersa lub u boku Armii Czerwonej.

Wśród osób, których losy zaprezentowano na wystawie, są tacy, co opuszczając wtedy  Ojczyznę, już nigdy do niej nie wrócili (wysiedleńcy, zesłańcy na przymusowe prace). Rodzina Mycielskich, właściciele Gałowa, znalazła schronienie we Francji i Anglii. Rodzina Jaworskich wróciła do Polski, ale bez syna Jana, który wyjechał do Kanady i córki Krystyny (Australia). Helena Bączkowska, skierowana do pracy w głąb Rzeszy, poznała tam swego męża Francuza i zamieszkała z nim pod Paryżem. Szczególnie tragicznie los obszedł się z Maksymilianem Ciężkim – jednym z najznakomitszych kryptologów naszych czasów. Ten oficer kontrwywiadu, przetrzymywany przez Francuzów, aresztowany przez Niemców, wyzwolony przez Amerykanów, trafił do Szkocji. Do Polski wrócić nie mógł, a władze komunistyczne nie pozwoliły rodzinie wyjechać z kraju. Umarł, tęskniąc za Polską i najbliższymi. Nigdy nie przyjął angielskiego obywatelstwa. W listopadzie 2008 r. szamotulanie sprowadzili jego prochy do rodzinnego miasta i pochowali na parafialnym cmentarzu, „by choć po śmierci był wśród bliskich”.

Na ekspozycji swoje okupacyjne losy Szamotulanie opowiadają sami. Wśród cierpień, wyniszczającej pracy i śmierci pojawiają się obrazy zwykłego, prawie normalnego życia. Ludzie spotykają się, zakochują się, biorą śluby w otorowskim kościele,  gdzie później ich dzieci przystępują do I Komunii Świętej. Troszczą się nie tylko o swoich najbliższych, ale wysyłają również paczki do obozów  nieznanym im nawet osobom. Solidarni więźniowie pomagają sobie wzajemnie przetrwać obozową gehennę. Czasem na swej drodze spotykają dobrego Niemca.
Wśród zgromadzonych eksponatów uwagę zwracają: gazetka z powstania warszawskiego, zaświadczenie z nauki na tajnych kompletach, intarsjowane obrazki wykonane przez oficerów z Murnau, konspiracyjne szyfry, instrukcje i meldunki, podziękowanie w języku rosyjskim dla Leona Radzieja za pomoc udzieloną jeńcom radzieckim, oraz wykonany w żabikowskim obozie portret Jana Kotlarka narysowany przez współwięźnia. W albumie Wacława Badurskiego można zobaczyć  zdjęcia przedwojennych zapaśników,  z którymi walczył na międzynarodowych zawodach. Więzienny pasiak został podarowany szamotulskiemu muzeum przez Stefana Stawickiego. Umieszczono go w centralnym miejscu ekspozycji, zderzając w ten sposób dwa światy: świat panów – mundur niemiecki i świat ich ofiar – więzienny pasiak.

Na ekranie wyświetlany jest, nakręcony amatorską kamerą, film pokazujący  wolny od służby  strażników Fortu VII. Uśmiechnięte twarze SS-manów, wesołe rozmowy  a w tle szczelnie zamknięte szare, ciężkie budynki, pełne cierpienia i śmierci uwięzionych tam Polaków stanowią przerażający kontrast.

Zdjęcia i opisy umieszczono na planszach imitujących taśmy filmowe. Dominujące kolory, czerń i biel, nasuwają skojarzenia pojedynku życia ze śmiercią. Zwyciężyło życie, choć nie dla wszystkich…

Elżbieta Ratajczak
Okupacyjne  losy Szamotulan

Wystawa czynna do końca lutego 2011 roku.

Galeria zdjęć