Kiedy we wrześniu br. tryptyk ikoniczny Błogosławionej Rodziny Ulmów po raz pierwszy został zaprezentowany w szamotulskim muzeum, naturalnie stał się pretekstem do rozmowy i rozważań zarówno o losach, jak i motywacji Polaków ratujących Żydów przed niemiecką zagładą. Mieszkańcy i pasjonaci sztuki stawiali wówczas ważne pytania – między innymi o to, czym jest poświęcenie wobec drugiego człowieka i dlaczego nie wolno zapominać o ludziach świadomie narażających własne życie w imię ochrony innych, często nieznajomych sobie osób.
Do pytań tych, choć nie dosłownie, Muzeum Zamek Górków w Szamotułach powróciło w czwartkowy wieczór 30 października podczas finisażu wystawy Tryptyku Markowskiego – Ikony Błogosławionej Rodziny Ulmów. O pracy nad dziełem i okolicznościach towarzyszących powstaniu ikony opowiadał wówczas jej twórca Mateusz Środoń. Z kolei idee tzw. „ikony wędrującej”, będącej w tym konkretnym przypadku również ważnym medium dziedzictwa, przybliżał Waldemar Rataj – dyrektor Muzeum Polaków Ratujących Żydów w Markowej w zbiorach, którego wspomniana ikona się znajduje.
Finisaż przybrał formę rozmowy, w trakcie której goście wielokrotnie zwracali uwagę na konieczność upamiętniania i ocalania od zapomnienia historii, często rozgrywających się tuż obok. Historii ważnych, bliskich, niosących wartości uniwersalne i wprost odwołujących się do człowieczeństwa.
Pytania stawiane przez Michała Kruszonę – dyrektora Muzeum Zamek Górków w Szamotułach, pozwoliły gościom zbudować wielowymiarową opowieść o tragicznych losach Józefa i Wiktorii Ulmów z Markowej, którzy wraz sześciorgiem dzieci (w tym i nienarodzonym) w marcu 1944 roku zostali zamordowani przez Niemców w odwecie za ukrywanie ośmiorga Żydów z rodzin Goldmanów, Grunfeldów i Diderów. Była to opowieść pełna refleksji i odwołań do sztuki, która z uwagi na swój ponadczasowy charakter staje się nie tylko formą dziedzictwa, ale i nowego, wciąż potrzebnego świadectwa.
Bardzo interesujące w tym kontekście stały się wspomnienia Mateusza Środonia dotyczące przygotowań do właściwego procesu twórczego, kiedy to na podstawie zdjęć, zachowanych dokumentów i relacji świadków historii układał „obraz” codziennego życia rodziny Ulmów oraz ukrywanych przez nich Żydów. Jak sam przyznawał – dopiero po złożeniu wszystkich tych „puzzli” w całość, możliwe stało się przystąpienie do pracy nad ikoną. Był to proces trudny, wymagające, ale i pasjonujący zarazem.
Dzieło Środonia, mimo swej formy, w istocie wpisuje się w nurt malarstwa współczesnego, o czym świadczy chociażby sposób przedstawienia postaci – „przeniesionych” na deski z zachowaniem szczegółów, niemal wprost z zachowanych fotografii. Zdaniem Waldemara Rataja fakt ów jest niezwykle ważny, gdyż pozostaje pewnym łącznikiem tradycji i przeszłości z teraźniejszością, co dodatkowo może podkreślać jego rolę, jako medium dziedzictwa. Autentyzm zawarty w tryptyku – jak mówił Rataj – poza „identyfikacją” postaci, pozwala na wskazanie konkretnych miejsc-lokalizacji oraz obiektów wpisujących się w przestrzeń i krajobraz Markowej. Dzięki temu opowieść snuta przez sztukę staje się duża bliższa odbiorcom, a przez to i silniejsza w swym przekazie.
Malarstwo współczesne pozostaje również elementem łączącym Markową z Szamotułami. Znajdujące się w zbiorach Muzeum Zamek Górków obrazy Erny Rosenstein stały się bowiem dla Michała Kruszony inspiracją do prezentacji Tryptyku Markowskiego w Szamotułach właśnie. Wszak przeżycia wojenne artystki odwołują się też do historii osób ratujących Żydów.







